Pogoda różna w sumie nie najgorsza, z daleka widać że przyleje za jakiś czas i odwieczny dylemat, zakładam przeciwdeszcze czy nie, jak to zwykle w życiu bywa jedziemy dalej i się zobaczy. No i przylało w sumie nie jest najgorzej bo jest ciepło, ale zaczyna padać coraz mocniej. Jednak zakładamy przeciwdeszcze i jedziemy jakieś 2 km i jak zwykle, sprawdziła się zasada że jak założysz worek to przestaje padać tak też było i w tym przypadku.
Chociaż kilkaset km dalej już nie było tak miło nawet puściły moje woreczki przeciwdeszczowe na rękawice z adrenaliny, po tym wyjeździe stwierdziłem że czas zainwestować w goretex jeśli mam w przyszłości jeszcze pokonywać takie trasy. Chociaż komplet oxforda dał radę ale to co się człowiek pod spodem upocił, ło matko, kiszonka normalnie. W deszczu dolatujemy do miejscowości Bołotnoje.
Padało cały czas, szybko zrobiło się ciemno. Zatrzymaliśmy się przy stacji paliw, Padre leci zagadać o jakieś noclegi,
mówią że coś jest we wiosce kilka kilometrów w lewo od głównej drogi.
Ok jedziemy,
jeden zakręt, drugi zakręt, jest miasteczko, ale gostnicy niet.
Zaczepiamy jakieś osoby , kogokolwiek, niby jest ale nie bardzo wiedzą gdzie, mamy jechać prosto i tam na światłach w lewo, siet…
na światłach w lewo zakaz skrętu,
ale podjeżdża starszy pan i mówi że jak gostnica to nas zaprowadzi (w Rosji ludzie są bardzo życzliwi i mili).
Mamy gostnice, jakieś osiedle, trochę jak slumsy, na budynku kamery, dobra fura przed domem, spoko.
Padre idze gadać.
Dwa pokoje są, ale zarezerwowane!?
Pani dzwoni do tych osób, nikt nie odbiera to stwierdziła że nas przyjmie.
Hurra!
No właśnie nie!
Jest lipa!!!
Wszystko gra ale kartą nie można płacić, a rubli nie mamy. Jedyna opcja wymiany dolara na rubla jest tylko w bankach, a my oczywiście omijamy wszystkie możliwe miasteczka i lecimy główną.
Co robić? Dolarów nie chcą tutaj brać. No nie. Pada deszcz od dłuższego czasu, ciemno się zrobiło, musimy tu spać!
Mówię Padre idź dobrze gadaj bo nie mamy innego wyboru.
Padre idzie gadać, ja stoję pilnuje motóry, czekam i czekam, wyłania się koleś z garażu za gastnicą i mówi że możemy motóry u niego postawić w zamkniętym garażu, Super!
(Oczywiście nie za darmo, to warsztat i koleś mówi że o 8:00 otwiera i możemy zabrać, nam pasuje mimo że płatne, a okolica podejrzana).
Wraca mój towarzysz podróży, udało się, babeczka dzwoniła do szefa, zezwolił przyjąć dolary!
Musiał się chłop na błagać, ale udało się! Mamy spanie tym bardziej że była 21:30.
Rano na szybko, budzik na 6 rano, kawałek bułki na ząb i lecimy mieniać dzięgi do banku, siet… bank od 9 rano, a jesteśmy o 8.
Ja stoję pod bankiem bo już kolejka się utworzyła, oczywiście pytania „skąd, dokąd” nawet jedna babeczka miała męża który był w wojsku w Polsce i kilka razy była u niego w Rzeszowie.
Widzę że Padre też jest oblegany i jego BMW ale każdy podchodził i mówił 'kak ural’ haha to lekko go irytowało no ale co się będzie spierał. Z kolei o Africe nawet nie pytają 🙂
Ale do rzeczy, Wbijam w kolejkę do banku, ludzi 'mnogo’ .
Jakaś maszyna stoi i bilecik trzeba wziąć, ale co tam napisane ?!
Podchodzę i mówię że 'dzięgi chciałem pomieniać’, Ta woła jakąś dziewczynę co pomaga przy wydawaniu bilecików, jej mówię to samo.
Ok mam bilecik 40 min czekania, czekam dalej na numerek na monitorze aż wyświetli się moja kolej, 5-10 min jest! Teraz ja, sprawa idzie szybko.
Niby zadupie, a pełna komputeryzacja i porządek, bardzo sympatycznie i bez przepychanek, kto pierwszy, w kolejce jak u nas w bankach.
Dobra pomieniał.
W sumie to syberia, Padre mówił że chłopaki opowiadali jak temperatura im spada do -50 tak normalnie hehe ( jak żyć?!)
Ok zwijamy się bo czas nagli żeby przed deszczem się udało ucieć bo chmury czarne, a był plan dojechać do Irkucka w 3 dni.
No i lipa pada, leje, nie przyciśniemy, jedzie się źle…
Po godzinie przestaje, nawet wyszło słońce i zrobiło się ciepło, zajeżdżamy na kafe, szybkie jedzenie, kawa i lecimy w miarę przepisowo bo milicji dużo, nawet bardzo dużo, a tirów jeszcze więcej, nie kończące się sznurki tirów…
Godzina za godziną, 100-200-300 km czas leci, mało tych kilometrów, wczoraj do południa mieliśmy 500 km na blacie, dzisiaj tylko 250 km, mało nie damy rady dobić 800 km…
około 19:00 szybka decyzja albo lecimy na ostro ile się da żeby zdążyć do Mongolii do piątku (granica zamknięta w weekend, co też okazało się totalną bzdurą)
albo luz i ogarniamy na spokojnie Bajkał.
W sumie miało tak być, nad Bajkałem pełen relax, dzień odpoczynku, reset i moczenie zbolałego tyłka w wodzie.
Nie ciśniemy, na spokojnie i tak dobijamy do pierwszej lepszej gastnicy, w sumie już też ciemno i zimno się robiło.
Standardowo Padre ogarnia nocleg, zabieramy graty na pokój,szybkie zakupy. Sklep! Kawa parzona może będzie! Była kupiłem w metalowym pudełeczko pisało Kafe słychać było że sypana, myślę sobie no bingo. To jak wygrać w totka i biorę 2 puszki, a co, stać mnie.
Dzień udany, Rosja to fajny kraj,wielki kraj, dobre jedzenie, mili ludzie, dobre drogi, samochody mają wypasione wbrew pozorom, i jak to na YT widać trzeba uważać na Łady 2107.
Dzięki #LCMsokol dzięki wam jadę dalej.
Sklep! Kawa parzona może będzie! Była kupiłem w metalowym pudełeczko pisało Kafe słychać było że sypana, myślę sobie no bingo. To jak wygrać w totka i biorę 2 puszki, a co, stać mnie.
Zimny browarek, trochę koniaczku i w kimę, na jutro jest plan na spanie w namiocie.
Ps. Bym zapomniał, zawsze mamy dylemat że trzeba jechać obejrzeć motocykl 600 km dalej od domu i się nie chce bo daleko,
koleś we Władywostoku kupił Aficę Twin i wracał do domu za Ural już tydzień i ponad 6000 km a jeszcze mu zostało trochę.
można? Można!