Zwijamy się wcześnie rano o 8 jesteśmy już na granicy, w sumie ludzi mało, powinno iść szybko, ja jestem nakręcony jak małe dziecko w Tesco na zabawkach, przekroczenie granicy zajmuje nam około godziny Ukraińcy ganiają od okienka do okienka, gorąc daje ostro w dupę, a upały to nie jest moja najmocniejsza strona. Dobra jesteśmy po stronie Ukraińskiej i dzida do przodu, ja oczywiście dalej podjarany bo ‘jestem na wschodzie”.
Ustalenie było że jedziemy max do 18-19 i szukamy noclegu, no i w sumie pierwszy nocleg tak oscylował, ważne było żeby przejechać jak najwięcej Ukrainy co by na drugi dzień zajechać o normalnej porze na granicę.
Najgorzej było przejechać Kijów, zakorkowany, remonty drogi, upał.
Za Kijowem stragany z owocami, fuck, arbuzy, zawsze chciałem zajechać na takiego arbuza na Węgrzech, ale jakoś się nigdy nie złożyło, to myślę sobie teraz go kupię! Padre leci pierwszy trąbie, mrugam długimi ale pojechał, to myślę sobie dobra! Szybko i na temat, zatrzymuję się ‘skolko?’, instaluję arbuza pod siatkę.
Franca gniecie mnie w plecy ale wiem że ten dyskomfort zrekompensuje wieczorna uczta. Około 20 zaczyna już chować się słońce trzeba ogarnąć nocleg. Jest jakaś wioska i sklep, wodę trzeba kupić i oczywiście ja szukam koniaczku, bez alko na takim wyjeździe? na wschodzie? Nie ma szans, biorę flaszkę, a Padre zaczepia typka co wychodzi ze sklepu bez koszulki, wydziarany, no myśle sobie ładnie jakiś kryminał. Ale koleś mówi że chce z nami selfi i zaprowadzi nas nad rzekę. No w sumie spoko, jakieś krzaki, trochę lasu, zjazdy podjazdy, od razu myślę fuck, motki zajebią, ograbią i jeszcze pogwałcą.
Ale niee trochę się ludzi kręci ale koleś mówi spokojnie, jest tu bezpiecznie, woda jest czysta bo on tu się codziennie kąpie hmm no ok. jest już późno, żreć się chce dobra, ja jadę na miękkim bagażu Kriega os32 jebane kosztowały majątek ale ni jak nie idzie zabezpieczyć towaru, zawijam to co najcenniejsze do namiotu, a reszta, trudno jakby co poradzę sobie bez tych rzeczy i zostawiam wszystko otwarte co by ktoś mnie nie pociął ich.
Odpalamy kuchenki, coś na ciepło do picia, mielonka, koniak i ze zmęczenia nawet się arbuza nie chce, z resztą już ciemnica.
Może rano, przebieg 668km, temp. o 21:05 24 stopnie!
Walimy w kimę chociaż ja mam z lekka problem bo obawiam się co by ktoś nam bagażu nie zapitolił.