Poranna pobudka o 5 rano!
Szybka toaleta.
Bagaż na motocykle i w drogę. Bez śniadania bo mieliśmy zjeść jak przekroczymy granice Bialoruska-Rosyjską.
Daleko nie było, dosłownie kilkadziesiąt kilometrów. Standardowo dokumenty do kontroli, jakieś 20-30min czekania i pogranicznik wychodzi z papierami. Ja już uradowany że jedziemy dalej i Rosjia stoi dla nas otworem, ale on oddaje dokumenty i mówi że musimy jechac na granice parenascie km dalej. Najlepiej za tym samochodem co wlasnie pojechał, i dopowiedzial ze pewnie go dogonicie.
Zatem sie na szybko zapakowalismy i gonimy auto co odjechalo pare minut przed nami. Im sie chyba spieszylo bardziej niz nam bo dogonic bylo trudno ale spotkalismy sie w koncu. Suma Summarum dojchismy do trojstyku granic. Białorusko-ukarainsko-rosyjskiej.
Masakra samochodów stoi kilka to też się nie pchamy na przód bo powinno pójść szybko. Po pół godziny ide pogadac z chlopakami z busa, co sie dzieje? Mówią że zmiana warty i czekamy.
I standardowo od kuda do kuda, mówie że z Polszy.
To pytają jak u nas sie żyje?
Mówie że w miarę ok.
A czy u nas praca jest?
Mówie ze praca jest ale ludzi do pracy niema, zażartowalem przyjezdzajecie do nas bo nasi wyjechali za granicę 🙂
Cos tam jeszcze pogadali, ale nie zrozumiałem tak wiec sie tylko pokiwanem glowa i poszedlem do Michala ?
Taki juz ze mnie lingwista haha
Powoli sie wyrabiam 🙂
Nic tak nie nauczy jak praktyka.
Po krótce:
Po 2h stania przyszła nasza kolej i wsumie z papierami na granicy, czekaniem na odprawę wyszło około 5h. Na razie mój najgorszy czas graniczny. A mialo być szybko 🙁
Reszta dnia minęła szybko bo ustalenie było że jedziemy do godziny 18 i szukamy noclegu. Udało się bez problemu bo za Briańskiem było mnóstwo gastinic.
To co najlepsze jest na wschodzie to mili ludzie, ceny paliwa ponizej 2 zlotych, podobnie tez tak noclegi tanie, tym bardziej ze jedziemy od rana do wieczora ciezko jest jeszcze szukac miejsca na namiot, zrobic kolacje i zaplanowac kolejny dzien.
Nocleg na 2 osoby 40pln, kolacja 10pln plus butelka dobrego koniku za kolejne 20pln. Porownujac do cen polskich to wychodzi calkiem niezle, mi sie bardzo podoba.
Z Brańska dalej jedziemy na Saratow, odleglości są duże w Rosji takze niestety nie udaje nam sie dojechac bo juz jest pozno i bierzemy pierwszy lepszy nocleg. Szalu niema, ale tylko aby sie przespac od 21 do 6 rano nam wystarczy. Motocykle pod dachem w garazu, brama zamknieta czyli bezpiecznie i bez zmartwień. Dostaliśmy łoże małżeńskie, no trudno, jedziemy we dwóch jestesmy zdani tylko na siebie to i nie takie sytuacje będą nam dane razem przeżyć. To też po kolacji, krótkich pogadankach idziemy spać.
O poranku, pobudka o 5 czyli jakieś 5:30 kuchenka w ruch, kawa parzona, oczywiście z domu bo na wschodzie tylko rozpuszczalna. Pakowanie sakw i w drogę bo ten dzień ambitnie rozgrywamy. Jedziemy na Kazachstan.
W domu na google maps, w trasie navi. Tyle urządzeń włącznie z telefonem nie może się mylić. Jedziemy na najbliższe przejście graniczne Rosja-Kazachstan w miejscowości Ozinki.
Michała nawigacja w zasadzie też garmin ale ma nowszą mapę i wskazuje żeby jechać 80km dalej na Samarę. Niestety za moją decyzją olewamy jej wskazówki i jedziemy na moją. Do tej pory się nie myliła, tutaj też się nie myliła kierowała nas bardzo dobrze z tym że droga przez najbliższe 300km wyglądała jak po wojnie. Dziury, później jeszcze większe dziury, ogólnie masakra. Jedziemy przez pół dnia 40-50 km/h oczywiście zapomniałem dodać że w Saratowie też był korek i telepaliśmy się w upale przez całe miasto żeby tylko wyjechać na Ozinki. Taka ta już moja nawigacja już jest że ciągnie przez centrum miasta, a żeby później przejechać się dziurami dla równowagi 😉
Po ciężkim dniu granice przebiegają nam nad wyraz szybko, bez problemu, sympatycznie. Pogoda mimo zimna w trasie też dopisuje bo przynajmniej nie pada, raz 9 stopni, raz 30 stopni niema lekko. Ale takie jest ciężkie enduro.
Kazachstan!
Jedziemy szutrem bo właśnie szykują nasypy pod nowiuśki asfalt i tak w piachu i kurzu jedziemy parędziesiąt kilometrów żeby wyjechać na asfalt jak stół, gładki i prosty do samego Aralska/Aralu czy Oralu, kwestia tłumaczenia ale te z mapy i znaków najbardziej nam przypada do gustu. Nie wiem dlaczego ?
Miasto mijamy bokiem i szukamy noclegu na wylocie, wcześnie nie jest ale zasadniczo jak w pozostałych dniach, zależy nam tylko na prysznicu i łożu. Rano i tak jesteśmy już w siodle żeby dojechać do celu bo Kazachstan też traktujemy jako tranzyt. Pokój znowu na piętrze w jedynym miejscu na wylocie z miasta. Ale jest sympatycznie, nawet chyba byliśmy sami w hostelu. Na kolacje zamawiamy gulasz, koniak i łapiemy trochę internetu. W sumie nic więcej się nie dzieje.
Z rana szybko robie kawę, ogarniamy się, pakujemy i na stację na jakąś bułkę, rogalika, cokolwiek na śniadanie. Przy okazji zaczepiamy lokalnych kolesi o kartę sim z internetem. Jak najbardziej pomocni są, z tym że tego samego dnia nie działa mi w ogóle internet i tak przez resztę wyjazdu. Ale przynamniej numer Kazachski mam. Jakby ktoś chciał mogę odstąpić jakby się wybierał w te rejony 🙂
Pijemy kolejną kawę i ognia bo jest długa droga przed nami, a jeszcze więcej kilometrów.
Dzisiejszy plan to Aktobe. Założenie było że jedziemy tylko do godziny 18 później szukamy gdzie spać.
Aktobe wypadała trochę wcześniej ale decyzja była że ogarniamy nocleg w centrum i idziemy pochodzić dla odmiany niż tylko siedzieć skulonym na motocyklu, oraz zjeść coś lokalnego. Plan tego dnia został zrealizowaliśmy w 100% bo po kilku dniach jedzenia byle czego tu trafiliśmy na fajne jedzenie, najważniejsze że ciepłe i smaczne. Później krótki spacer po okolicy i na pokój. Trzeba zrobić pranie, ogarnąć internety które działają tylko w holu i zaplanować co dalej.
Aha i dla odmiany, że zajechaliśmy wcześniej to zjedliśmy późny obiad i normalną kolację, a nie jak zawsze śniadanie i kolację co trochę nam opuszcza morale i stan psycho-fizyczny w podróży.
Oczywiście rozprawiamy każdego dnia że to ostatni raz że teraz na obiad nawet w polu zatrzymujemy się o 14. Ale droga i tak weryfikuje wszytko.
Aktobe to bardzo fajne miasto, mnie się osobiście podobało. Duża różnica jest między stepem, a miastem. Bardzo dużo białych twarzy, czego już w głębi Kazachstanu oraz wchodzie nie widać było. Tutaj jak zwykle rano 6 najpóźniej 7 wyjazd. Znowu dźwigać ciężkie torby, troczyć to wszystko z motocyklem. Ale taki nasz już los podróżnika.
A z drugiej strony,
Jedyne zmartwienie to paliwo, zjeść i spać. Byle jak, byle gdzie aby do przodu.
Strasznie to wspaniałe uczycie w porównaniu z codzienną pogonią za pieniądzem i uśmiechaniem się do ludzi którzy i tak Cię nie szanują.
Niema nic wspanialszego niż rodzina i Dom do którego serce rwie. Ale droga jest jak drugi dom dla duszy, bez fałszu i zazdrości. Ona uszczęśliwia, a zarazem potrafi skarcić bardzo mocno.
Strasznie to dziwne połączenie, masochizmu, ekstazy, pokory i radości.
Bajkonur.
Stacja kosmiczna, stad startował Juri Gagarin, pierwszy człowiek w kosmosie.
Pamiętam z podstawówki. Uczyli nas tego. Fajnie wiedzieć że takie cuda dzieją się w miejscu w którym jestem, a raczej jesteśmy obaj z moim kompanem podróży Michaiłem, tak się zaaklimatyzował na wchodzie że inaczej nie pozwala do siebie mówić (żarcik oczywiście).
Nocleg wybieramy nad jeziorem, małe jezioro ale dmucha jak nad morzem.
Dmucha mocno ale żar leje się z nieba, żeby rozbić namiot w dobrym miejscu musimy trochę krążyć po okolicy. Ja oczywiście zaliczam kontakt z pisakiem bo zamiast na spokojnie rozejrzeć się i nie pchać w pustynie to wybieram jak najszybsze (najgorsze) rozwiązanie. Na załadowanym koniu pod dach jednak ciężko jest w piachu jechać mimo że podpierasz się nóżkami to wysoki środek ciężkości szybko sprowadza do parteru.
Dzisiaj namiot. Tak trochę żeby wchłonąć natury, dziczy i zaznać relaksu w plenerze. Zalewamy liofilki, robimy fotki i w namioty bo już zachód. A rano jak zwykle kolejne kilometry. Długie, nudne kilometry!